Friday, 17 August 2012

Karierowicz na przerwie


Artur jest absolwentem uczelni w Lyonie i Paryżu, gdzie przed podjęciem pracy w Londynie zdobywał doświadczenia w branży doradztwa strategicznego. Obecnie, po kilku latach harówki w banku inwestycyjnym przy obsłudze transakcji fuzji i przejęć, pracuje w czołowym funduszu private equity – to najwyższy poziom w hierarchii londyńskiego City. Witek zajmował się głównie strategicznym doradztwem transakcyjnym, czyli analizą czy połączenie firm ma sens biznesowy. Rafał doradza bankom oraz korporacjom przy restrukturyzacji finansowej i upadłościach przedsiębiorstw. Ania zajmowała się tworzeniem strategii wynagrodzeń dla banków oraz innych instytucji z sektora finansowego. Wszyscy około trzydziestki – bardzo dobrze zarabiają, swobodnie poruszają się w międzynarodowym środowisku i mają świetne perspektywy rozwoju korporacyjnej kariery. Za sukces płacą jednak wysoką cenę – to codzienny stres, nadmierna liczba zarwanych w biurze nocy i mała ilość czasu na życie towarzyskie. Coraz częściej zadają sobie pytanie czy warto.

Złoty okres w City

Polska młoda emigracja w City, jak potocznie określa się londyński sektor finansowy, załapała się w latach 2004-08 na jego złoty okres – wzrosty na giełdach, galopujące ceny nieruchomości i powszechny optymizm wśród inwestorów dostarczały mnóstwo pracy. Szczególnie nie brakowało jej dla osób pracujących przy transakcjach fuzji i przejęć – banki chętnie finansowały zachcianki prezesów wielkich firm, którzy za pożyczone pieniądze budowali imperia, kasując przy okazji olbrzymie premie. Nikt nie chciał przegapić dobrego biznesu; gdy wszyscy oczekiwali jedynie wzrostów, ryzyko wydawało się małe a zysk pewny. Praca nad takimi projektami jest bardzo stymulująca, dostarcza dużo adrenaliny a przede wszystkim daje duże możliwości nauki.  - Nawet na poziomie mało doświadczonego analityka ma się w takich przypadkach dostęp do osób na naprawdę wysokich stanowiskach. Moi szefowie byli zaangażowani w wiele różnych projektów na raz, więc czasami delegowali mnie do przygotowania i prowadzenia spotkań, na których razem z członkami zarządu klienta dyskutowaliśmy o strategii ich firmy – wspomina Witek.

Pełna dyspozycyjność w pakiecie podstawowym

Spotkania tego typu są zazwyczaj bardzo ciekawe, ale szkopuł w tym, że najpierw się trzeba do nich dokładnie przygotować. W City pracuje się długie godziny, bo klienci są niezmiernie wymagający. Jeśli pracujesz nad transakcją wartą kilkaset milionów funtów, to klient nie wybaczy nawet najmniejszego błędu, a wszystko trzeba zrobić na wczoraj. Bankierzy pracują średnio około osiemdziesięciu godzin tygodniowo, wliczając w to weekendy, choć dziewięćdziesiąt a nawet sto godzin nie jest niczym nadzwyczajnym. Najgorsza jest jednak nieprzewidywalność. Artur musiał każdorazowo powiadamiać swojego szefa przed podjęciem decyzji o wyjeździe na weekend poza Londyn. Pełna dyspozycyjność dla klienta to podstawa. Jeśli wpadnie na nowy pomysł podczas obiadu z rodziną w sobotę to oczekuje, że bankier przełoży to na świat liczb na poniedziałek rano. - Byłem kiedyś na weselu w Warszawie. Szef zadzwonił do mnie w sobotę po południu i kazał przeanalizować szybko jakieś dane. Po długich negocjacjach udało mi się przesunąć pracę na niedzielę rano – wspomina Artur.

Akceptacja wyzysku kapitalistycznego wobec pracowników świątyń kapitalizmu przechodzi próbę w pierwszym kwartale każdego roku. Wtedy ogłaszane są roczne premie, które w dobrych czasach stanowią nawet równowartość rocznej pensji. Premia poniżej oczekiwań, mimo że dla przeciętnego zjadacza chleba suma często zawrotna, mocno obniża motywację do pracy. Spada ona zresztą również z czasem, w miarę zdobywania doświadczeń. To znany z ekonomii efekt tak zwanej krzywej nauczania. Każdy kolejny projekt jest mniej ciekawy niż poprzedni, ponieważ pozostaje coraz mniej rzeczy, których można się na nim nauczyć. Kryzys też zrobił swoje, bo liczba ciekawych transakcji znacznie się zmniejszyła. Mieszanka rozczarowania „niskimi” zarobkami i flaczejącą krzywą nauczania powodują, ze poświęcenie tak dużo czasu życiu zawodowemu coraz trudniej sobie racjonalnie uzasadnić.

Minusy życia w Londynie

Oprócz stachanowskich godzin w pracy, w miarę czasu również Londyn zaczyna dawać się we znaki. Doskwierają przede wszystkim wysokie ceny, długi czas dojazdu do pracy oraz kiepska pogoda. Przykładowo, mimo dobrych zarobków w City, niewielu ma mieszkanie tylko dla siebie. Wynajem ładnej kawalerki położonej mniej niż godzinę od pracy to, z rachunkami, wydatek co najmniej 6 tysięcy złotych miesięcznie. Wydawanie takiej kwoty na jedną osobę nie ma sensu, szczególnie gdy spędza się tak mało czasu w domu. Większość Polaków singli ma dlatego współlokatorów. Powolne zmęczenie pracą i miastem powoduje, że po kilku intensywnych latach spędzonych w Londynie wiele osób zaczyna poważnie myśleć o zmianie. Można oczywiście poszukać nowej pracy, zmienić miejsce zamieszkania (coraz więcej osób wraca do Polski), ale można też wziąć sobie wakacje – trzy, sześć miesięcy, a nawet rok. Jeśli pracodawca się nie zgodzi, trudno – zawsze można znaleźć nową pracę. To zjawisko znane jest w Anglii pod nazwa career break, czyli przerwa w karierze.

Konsultanci mają łatwiej

Sporo firm w City dopuszcza możliwość career break dla swoich pracowników. Nie wynika to z dobroci serca, tylko z chłodnej kalkulacji. W czasach kryzysu jest to dobry sposób na czasowe ograniczenie kosztów. W lepszych czasach lepiej dać dobremu pracownikowi bezpłatny urlop na kilka miesięcy niż ryzykować otrzymanie wymówienia. Poza tym osoba z syndromem wypalenia zawodowego pracuje mniej efektywnie i może popełniać błędy. Lepiej nie ryzykować. Najłatwiej o bezpłatny urlop jest konsultantom. - Nasze projekty są zazwyczaj krótkie i dość regularnie pojawiają się nowe zlecenia od klientów. Podczas mojej nieobecności moje miejsce może zająć inny konsultant z podobną
wiedzą i doświadczeniem, a kiedy wrócę do pracy zacznę po prostu projekt dla nowego klienta - tłumaczy Rafał. Ma sporo szczęścia. Osoby, które mają ściśle określony zakres obowiązków nie są puszczane tak łatwo, ponieważ trudno jest znaleźć dla nich odpowiednie zastępstwo. Najłatwiej na urlop jest jednak odejść osobie po prostu bardzo dobrej. Pracownik znający swoja wartość ma mocniejszą pozycję negocjacyjną wobec pracodawcy, a w razie braku porozumienia wie, że łatwo znajdzie pracę po powrocie. Przekonała się o tym Ania: – Szef wyraźnie widział w moim odejściu stratę dla firmy i zaproponował żebym odezwała się po  powrocie. I faktycznie, praca czekała. Mogłam bez problemu wrócić na moje lub inne stanowisko. Czułam jednak, że ta praca nie nauczy mnie już niczego interesującego. Potrzebowałam nowych wyzwań, wiec nie skorzystałam z oferty.

Na przerwie

Podróżowanie przez cały rok dookoła świata jest pełne wyzwań, więc w pod tym względem Ania nie może narzekać. Swoją podróż zaczęła w Moskwie, skąd koleją transsyberyjską dojechała do Pekinu. Potem przyszła pora na Azję Południowo Wschodnią, Oceanię oraz Amerykę Południową – w sumie trochę ponad rok w drodze. Podobną trasę, choć w odwrotnej kolejności, wybrał Witek. Podróż dookoła świata to było zawsze jego marzenie. W drodze spędził równe 365 dni. Każdy ma swoje plany, marzenia i w rezultacie inne podejście do takich długich wakacji. Artur miał mniej czasu i postanowił się wyszaleć – snowboarding we Francji, kite-surfing w Wenezueli oraz trekking w Peru zostały uwieńczone stricte imprezowym weekendem w Buenos Aires. Rafał za to postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym. Wyjechał na kilka miesięcy do Ameryki Południowej z zamiarem pracy w lokalnej organizacji pozarządowej. Chciał tam wykorzystać wiedzę z zakresu finansów nabytą w trakcie pracy w Londynie.

Z restauracji w Soho na stragan w Hanoi

W trakcie podróży zmieniają radykalnie swój tryb życia. Czasy gdy za nie swoje pieniądze latali pierwszą klasą i spali w pięciogwiazdkowych hotelach szybko odchodzą w zapomnienie. Oszczędni zajadą dalej. Bilet lotniczy w dalekie kraje to wydatek kilku tysięcy złotych, ale pobyt na miejscu jest zazwyczaj tani. Przykładowo, nocleg w hostelu w Boliwii to wydatek około 30 złotych, choć za tę cenę śpi się w pokoju z innymi przygodnymi podróżnikami. Jedzenie też nie musi mocno obciążać budżetu – w krajach azjatyckich lub w Ameryce Środkowej żywiąc się na straganach ulicznych nie wydamy więcej niż 20 złotych dziennie. W droższych miejscach, jak Brazylia, oszczędni gotują w hostelach. Transport lokalny również jest tani, choć luksusów spodziewać się nie należy. W cenie biletu można za to niespodziewanie odnaleźć sentyment do równego asfaltu na polskich drogach oraz wysokiej kultury jazdy naszych kierowców. Świat nabiera po prostu zupełnie nowej perspektywy, gdy rozlatującym się autobusem jedziemy z dużą prędkością po niewyasfaltowanej drodze, ocierając się o skały w celu uniknięcia kilkusetmetrowej przepaści po drugiej stronie. W takim podróżowaniu nie chodzi jednak o zaoszczędzenie paru złotych, tylko właśnie o przygodę i zebranie unikalnych doświadczeń. Nie jest to opcja dla osoby, której ideałem wyjazdu zagranicznego jest wycieczka all inclusive nad morze i z góry zaplanowanym harmonogramem. W obcym kraju nie ma lokalnego rezydenta, któremu można ponarzekać – trzeba sobie dawać radę samemu. Podstawą jest znajomość angielskiego i otwartość na nieznane, reszta przychodzi z doświadczeniem.

Inwestycja w samego siebie

Koszty całego wyjazdu zależą od gotowości do poświeceń w kwestii komfortu codziennego życia oraz odwiedzanych krajów. Witek w ciągu roku podroży przez Azję i Amerykę Południową wydał niecałe 50 tysięcy złotych. Rafał, podobna kwotę przez osiem miesięcy. Teoretycznie należy do tego doliczyć utraconą pensję, ale w tym przypadku pieniądze to sprawa drugorzędna – przerwa w karierze to inwestycja w swoje dobre samopoczucie i rozwój osobisty. Kto tego nie rozumie, powinien zostać w domu.

Przebywanie kilka miesięcy w drodze to szkoła życia, test osobowości i całkiem spore wyzwanie. Prawie codziennie trzeba się odnajdować w zupełnie nowych okolicznościach i organizować od nowa swoje życie - nocleg, jedzenie, zwiedzanie, transport, rozrywka. Nawyki z domu i dawne schematy zachowań nie zawsze działają, a na wyrobienie nowych nie ma czasu. Momenty ekscytacji niesamowitymi przygodami mieszają się z frustracja w prozaicznych normalnie sytuacjach, gdy na przykład trzeba znaleźć pralnię, lub przedzierać się na przystanek autobusowy przez gromady nachalnych sprzedawców. Do tego dochodzi jeszcze częsta samotność, brak możliwości oparcia się w trudnych momentach na będących daleko rodzinie i przyjaciołach. Bilans jest jednak zdecydowanie pozytywny. Przezwyciężanie tego typu niedogodności bardzo wzmacnia mentalnie, dodaje wiary we własne możliwości. Niezależne podróżowanie uczy też elastyczności w działaniu, zaradności i umiejętności planowania. Kontakty z innymi kulturami pomagają za to w zrozumieniu innych ludzi i akceptacji, że nie ma jednego modelu życia i zachowań. Wbrew pozorom to wszystko może się bardzo przydać po powrocie, na przykład przy zespołowych projektach w pracy.

Powrót do (londyńskiej) rzeczywistości

Mimo, że z Londynu uciekli, po podróży zazwyczaj tam wracają. Dla kogoś tak przyzwyczajonego do różnorodności, bezpośredni powrót do bardzo monotonnej kulturowo Polski byłby zbyt dużym przeskokiem. Nie chcą jednak wracać do takiego samego kieratu jak przed wyjazdem. Na szczęście powrót po długiej przerwie daje możliwość zmiany poprzedniego trybu życia – nowa praca, inny krąg znajomych, mieszkanie w innej dzielnicy. – Po powrocie lubię Londyn dużo bardziej niż wcześniej, ale to chyba tylko dlatego, że zorganizowałem życie bardziej dla siebie a mniej wokół pracy. Mam teraz do niej większy dystans i czuję, że poprawiła mi się zdecydowanie jakość życia – zauważa Witek.

Odbycie podróży dookoła świata to tylko jedna z możliwości, jakie daje przerwa w karierze. Dobrze zaplanowany czas wolny można wykorzystać na poświęcenie się swojemu hobby, spędzenie większej ilości czasu z dorastającym dzieckiem, naukę nowej umiejętności lub zrealizowanie wspaniałego marzenia, na które od dawna nie udawało się znaleźć czasu. To też szansa na poprawienie w dłuższej perspektywie jakości życia, która w codziennej pogoni za dobrami materialnymi coraz częściej schodzi na drugi plan.